piątek, 26 listopada 2010

Tako rzekłu Phoebe

Innowacje morfologiczne są w języku zjawiskiem mocno związanym z literaturą, w szczególności z poezją i powieścią science-fiction. W tej pierwszej, jak u „po tworzącego” Mirona Białoszewskiego chodzi o zabawę formalną, eksperymentalne sprawdzenie podatności języka na wszelkiego rodzaju odkształcenia. W przypadku literatury popularnonaukowej jedną z form przewidywania przyszłości jest projektowanie nowych bytów, które domagają się językowego kodowania. Z sytuacją taką mamy do czynienia na przykład w Kongresie futurologicznym Stanisława Lema, gdzie innowacje językowe typu kąputer są konieczne dla określenia urządzenia, które łączy w sobie różne funkcje (komputer kąpielowy).
Większość neologizmów w literaturze, tak jak te przytoczone powyżej, powstaje w wyniku różnych procesów słowotwórczych, takich jak złożenia, zrosty i kontaminacje[1] (o tych ostatnich więcej w odrębnym wpisie, który niebawem). Na tym tle wyjątkowość Perfekcyjnej niedoskonałości Jacka Dukaja – książki, która stała się impulsem do niniejszych rozważań – polega na tym, że innowacje morfologiczne w niej zwarte to innowacje fleksyjne: deklinacyjne i koniugacyjne. Dukaj wprowadza wspomniane modyfikacje, ponieważ jego bohaterowie – na przykład phoebe (post-human being) – nie mieszczą się w dotychczasowych ramach poznawczych i, co za tym idzie, wykraczają poza istniejące wzorce odmian. Krótko mówiąc, byty post-ludzkie domagają się post-gramatyki. 
Szczegółowe post-gramatyczne rozwiązania zaprezentowane są poniżej: 

Wzorzec koniugacyjny
dla czasu przeszłego dokonanego:

Wzorzec deklinacyjny
dla par mianownik/dopełniacz
·         ja zrobiłum (1.os. l. poj.)
·         ty wiedziałuś (2 os. l. )
·         ...[2] powiedziału (3 os. l. poj)
·         Maximilian/ Maximilianu  
·         deformant/ deformantu

Wyjaśnienie dlaczego Dukaj zdecydował się w obu odmianach na końcówki zawierające samogłoskę u można rozpocząć od eliminacji negatywnej. Analiza różnych form koniugowanych czasowników pokazuje, że wszystkie inne samogłoski zostały już na różne sposoby zagospodarowane: zrobiła; zrobią; zrobiłem; zrobię; zrobili; zrobiło; zrobiły. W związku z powyższym, można przyjąć, że nieistniejący wcześniej byt, z chwilą powołania do istnienia, otrzymał jako wyposażenie deklinacyjno-koniugacyjne jedyną niewykorzystaną dotąd samogłoskę.
                Niewykluczone, że takie właśnie było zamierzenie autora powieści. Niemniej, wyznając ingardenowską zasadę, że czytelnik jest równoprawnym współtwórcą dzieła literackiego, postaram się podążyć nie za tym co poeta chciał powiedzieć (lub nie), lecz drogą skojarzeń i wynikających z nich znaczeń, jakie zastosowany wzorzec odmiany wywołał u konkretnego odbiorcy, czyli w tym przypadku u mnie. A ja-czytelnik odnoszę wrażenie, że samogłoska u w przytoczonych wyżej końcówkach fleksyjnych została użyta z premedytacją semantyczną. 
Moje odczucia wydają mi się szczególnie uprawnione w kontekście zastosowanego w powieści Dukaja wzorca deklinacyjnego. Współczesna polszczyzna odmienia rzeczowniki według 25 wzorców w ramach 4 rodzajów odmian (deklinacja męska, żeńska, nijaka i mieszana, a w nich wariacje [ze względu] na temat)[3]. W tej fleksyjnej feerii końcówki zawierające samogłoskę u w dopełniaczu występują tylko dla niektórych wzorów odmian deklinacji męskiej. Co ciekawe, zwłaszcza dla niniejszych rozważań,  deklinacja, o której mowa dopuszcza dwa wzorce odmiany – z końcówką a lub z u w dopełniaczu – przy czym ta druga, interesująca nas szczególnie samogłoska pojawia się z dużą regularnością przy odmianie rzeczowników:
·         pochodzenia obcego
·         abstrakcyjnych
·         zbiorowych
·         nazw substancji
·         niektórych nazw własnych
Jako czytelnik-współtwórca, uważam za nieprzypadkowy fakt, iż wszystkie powyższe znakomicie wpisują się w dukajowską charakterystykę phoebe: umysł bez biologicznego ciała; świadomość podzielna (policzalna) i całościowa/zbiorowa/substancjalna (niepoliczalna) zarazem; byt dowolnie przeprogramowujący się, elastyczny pod każdym względem, mistrz dostosowania.
I tyle mojej konkretyzacji dzieła literackiego; konkretyzacji w wykonaniu czytelnika, którego zachwyca język.



[1] Kontaminacja jako proces słowotwórczy – z angielskiego blending – polega na złożeniu  lub raczej zroście dokonywanym wybiórczo i/lub „na zakładkę”. W efekcie końcowy wyraz sumą całych wyrazów składowych lub - częściej - ich części (np.: żelazo+beton=żelbeton). Obok złożenia formalnego mamy do czynienia z blendem pojęciowym (z ang. conceptual blending).
[2] Wielokropek jest tu zabiegiem celowym – nie wiadomo, jaki zaimek osobowy przypisać phoebum. Najbardziej prawdopodobnym rozwiązaniem wydaje się onu.
[3] Ta i inne informacje n.t. wzorców odmian pochodzą z książki Język polski. Kompendium pod redakcją Magdaleny Derwojedowej, Haliny Karaś i Doroty Kopcińskiej wydanej przez Świat Książki, Warszawa 2005.

czwartek, 25 listopada 2010

Tytułem wprowadzenia

Właściwie za całe wprowadzenie mógłby wystarczyć tytuł bloga. Język autentycznie mnie zachwyca: fascynuje mnie innowacja, metaforyka, ikoniczność, ekonomia środków wyrazu i  wiele innych językowych akrobacji; zachwyca mnie też język jako system, dwoisty, oparty i na regułach i na analogii, schludny zarazem i podatny na zachowania pod wpływem chwili - "szkiełko i oko" oraz  "czucie i wiara" w jednym.
To wszystko oznacza jednak, że, tak naprawdę, zachwyca mnie użytkownik języka i sposoby, na jakie próbuje on nagiąć język, aby ten - już zadowalająco giętki - powiedział wszystko, co pomyśli głowa. Sposoby te - zwłaszcza te, które akurat mnie zachwycą - będę w tym blogu opisywać.
Po co blog? Głównie po to, by dzielić się fascynacją. Również po to, by sprawdzić, czy faktycznie język jest giętki na tyle, żeby tę fascynację skutecznie wyrazić w pewnych ograniczonych ramach; czy - gdy zajdzie potrzeba - język potrafi myśl uczesać i ujarzmić, bo (w przeciwieństwie do Słowackiego) czasem chciałabym, by język był i wędzidłem. A blog ma być miejscem, gdzie to wędzidło uwiążę.