środa, 8 czerwca 2011

Ewa zjadła owoc słowa – poezja lingwistyczna

Jerzy Jankowski, Tytus Czyżewski, Stanisław Młodożeniec, Anatol Stern i Brunon Jasieński (choć to lista niepełna) czy bardziej nam współcześni MironBiałoszewski, Stanisław Barańczak i Ryszard Krynicki to poeci z kręgu tzw. poezji lingwistycznej[1], która, ze względu na szczególny swych twórców stosunek do formy językowej, musiała prędzej czy później stać się tematem rozważań niniejszego blogu. Rzeczony szczególny stosunek poezji lingwistycznej do językowej formy najlepiej oddaje Janusz Sławiński, uznawany za twórcę terminu poezja lingwistyczna, który – tłumacząc niechęć wzmiankowanych twórców do opisu zastanej rzeczywistości – mówi o języku jako rzeczywistości samej w sobie, zasadniczym stanie skupienia świata, który poezja „bada, podejrzewa, demaskuje i uwzniośla”[2].  „To lubię!”, zawołam za wieszczem (nielingwistą).
Mój zachwyt dla poezji lingwistycznej wpisuje się w wiele różnych wątków omawianych już na łamach niniejszego blogu. Dla przykładu, cytując dalej Sławińskiego, tym razem jego Słownik terminów literackich[3], stwierdzenie iż „poezja lingwistyczna żywi się przede wszystkim tym, co zesztywniałe” (str. 318) łączę z wyrażonym wcześniej zachwytem dla flirtu nieuczesanych myśli z frazesem; fakt, że „operacjom na języku stosowanym  ... towarzyszy najczęściej moment ludyczny” odnoszę do gier językowych i swojego do nich upodobania; z kolei postulat Marinettiego dotyczący uwolnienia słów od składni i takiego ich zestawiania, by prowokowały do odkrywania nowych pomiędzy nimi podobieństw to nic innego jak moje ulubione skoki semantyczne, im dłuższe, tym lepsze.
Zanim przejdę bezpośrednio do tytułowego przedmiotu moich zachwytów, kilka słów o rodowodzie poezji lingwistycznej, a konkretnie o nierozłącznym artystyczno-ideowym trio: futuryzmie, surrealizmie i dadaizmie. Futuryzm, który przede wszystkim oznaczał bunt wobec tradycji, był też próbą odnalezienia nowych, świeżych wartości. W języku oznaczało to z jednej strony pogardę dla okowów poprawności ortograficzno-stylistycznej i kwestionowanie języka jako tworu o wyczerpanych już możliwościach; z drugiej, futuryzm propagował eksperymenty formalne mające na celu odkrywanie nowych sensów. Surrealizm, bazując na Freudzie i strukturze, jaką ten nadał instynktom, głosił, że pewien automatyzm psychiczny – w tym pozornie nieznacząca powtarzalność motywów, zjawisk, form – umożliwia człowiekowi dotarcie do tego, co nieświadome. Wreszcie dadaizm, z którego (między innymi) surrealiści czerpali inspirację, wychodził od stwierdzenia, że wszystko jest relatywne, wobec czego trudno wygłosić jakiś sensowny sąd. W efekcie, sens w języku można oddać jedynie jego melodią.
Wszystkie te elementy odnajduję u polskich lingwistów (zwanych także futurystami lub formistami). Przyznaję, że jedne z nich podobają mi się bardziej, do innych nie jestem przekonana. Do tych drugich zaliczyłabym Jankowskiego „pięć tysięcy metruf nad poziomem moża” czy „Żeźki mruz wyżyn”[4], może dlatego, że jestem dość mocno przywiązana do polskiej ortografii; zupełnie nie przekonują mnie także Pastorałki Czyżewskiego, pewnie z powodu analogicznego sentymentu dla składni, jej logiki, jej porządkującej roli w wypowiedzi. Ale tego samego Czyżewskiego Śpiewające domy – j’adore – mimo, iż składnia do minimum w nich ograniczona, bo jej brak kompensuje mi rytm maszerujących: „Idą ulicą domy – Śpiewające – Dom zielony – Smutny. Za absolutnie zachwycające uważam natomiast wszelkie poetycko-lingwistyczne neologizmy, konwersje (rzeczownikowo-czasownikowe; rzeczownikowo-przysłówkowe itd.) i kubofuturystyczne brzmienia form (paranomazje, aliteracje i in.). Niżej, kilka przykładów znalezionych u przedstawicieli omawianej szkoły[5]:

„zawiośniało – lotopędzi przez jesienność białośnieże ... słowikując szeptolesia falorycznie caruzieją” (Młodożeniec, XX wiek)

„senne wsie dżingis palić w zębów błysku” (Stern, Słońce w brzuchu)
„ja wielbię formy niezgrabne i  ciężkie owale i śpiewam tęgobiodre pysznopierśne baby” (Stern Kobiety wysnione)

„takie stłumiEnie – oszołomiEnie!” (Młodożeniec, Śnieg)
„TARAS koTARA S TARA raZ biAŁe pAnny poezjAnny” (Jasieński, Wiosenno)

„tam. tam. dalej. za kantem.
pani. biała. z pękiem. chryzantem.
pani. biała. czekała. w oknie.
kwiat. spadł. kapnie. na stopnie.” (Jasieński, Marsz)

„upał opala owale i smaży dekolataże
... kokota łasi łażącego kota
mdłorzecznie zlizuje z żarem talerza” (Młodożeniec, Lato)

„wylizany literat ... oblewając likierem liryczne linijki (Młodożeniec, Lato)

„Idę młody, genialny, niosę but w butonierce” (Jasieński, But w butonierce)

„Zmęczony łażeniem po wilgotnych facjatkach z lunatycznym skomleniem kładę się do łóżka” (Wat, Autoportret)

„Ewa zjadła owoc
Ewa zjadła owoc słowa
którego jej zmysł rozkoszy zapragnął” (Stern, Pierwszy grzech)

Słowo zaspokajające zmysł rozkoszy. Tak właśnie.


[1] Inspirowane tytułem książki Anny Świrek. 1985. W kręgu poezji lingwistycznej. Zielona Góra: Wydawnictwo Wyższej Szkoły Pedagogicznej, z której korzystałam.
[2] Sławiński, J. 1965. Próba porządkowania doświadczeń. Nowatorskie przedsięwzięcia poezji polskiej w latach ostatnich. Warszawa: ; cytat pochodzi ze str. 263.
[3] Sławiński, J. 1976. Słownik terminów literackich. Ossolineum.
[4] Cytaty pochodzą z rapsodu Tram w popszek ulicy. Ten i inne wyimki – z antologii Poezja polska 1914-1939 wydanej w 1984 nakładem wydawnictwa Czytelnik.
[5] Bez Białoszewskiego i Barańczaka, cytowanych we wcześniejszych wpisach.

Obrazek - Edwina Sandys. Eve's Apple, 1998. - pochodzi z http://www.brooklynmuseum.org/eascfa/feminist_art_base/gallery/EdwinaSandys.php?i=2209


Epitafium dla Brunona Jasieńskiego Jacka Kaczmarskiego - TUTAJ - napisane w metrum Buta w butonierce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz