Zachwyt nad językiem wzmaga się, gdy obcuje się z tekstem, który wyszedł spod pióra lub z ust kogoś, dla kogo język jest tworzywem artystycznym. I tak wywiad Doroty Wodeckiej z Wojciechem Kuczokiem (Gazeta Wyborcza z 26.11.2010) – pełen gier słownych typu „rak poczucia humoru toczy Polskę; rak, nie brak.”; „lgnąłem do pań, które lepiej się rozbierają niż ubierają”; czy matczyzna lub macierzyzna zamiast ojczyzny – natchnął mnie do rozważań o idiomach.
Idiom, zwany nie bez powodu wielowyrazowym słowem, to wyrażenie złożone formalnie o niezłożonym (=nieanalizowalnym) znaczeniu. Dla przykładu kopnąć w kalendarz – formalnie czasownik+przyimek+rzeczownik[1] – oznacza umrzeć i nie ma pojęciowo (semantycznie) nic wspólnego z kopaniem czy kalendarzem. Można wprawdzie tych związków doszukiwać się uparcie: wyrażenie w ___ [rzeczownik w bierniku] to okolicznik celu, który, zwłaszcza w połączeniu z kopnąć (tu [najprawdopodobniej] od: kopnąć się; czasownik ruchu) oznacza, że udajemy się gdzieś, w naszym wypadku w przestrzeń zdarzeń minionych (kalendarz). Wszystko to jednak językowe dzielenie włosa na czworo, ponieważ kopnąć w kalendarz oznacza umrzeć i już.
Kategoryczne stwierdzenie zamykające powyższy akapit oznaczało do niedawna podobnie kategoryczną kategoryzację idiomów: traktowane jak słowa i zamykane w słowniku wewnętrznym, nie były przedmiotem analizy językowej[2]; zwłaszcza nie zajmowano się ich składnią. Zmieniło się to wraz z pojawieniem się nowych teorii językoznawczych, szczególnie gramatyki konstrukcji, której adepci zauważyli, że idiomy, mimo iż nieanalizowalne semantycznie, charakteryzują się mniej lub bardziej regularną składnią, która podlega takim samym prawidłom językowym jak składnia wyrażeń nieidiomatycznych. To ostatnie stwierdzenie oznacza, między innymi, iż nie ma przeszkód (składniowych), aby różne części składowe idiomów uległy modyfikacji: rzeczownikom wolno otaczać się przydawkami, czasowniki mogą łączyć się z dopełnieniami czy okolicznikami itd.; dozwolone jest też zastępowanie poszczególnych części wyrażenia elementami należącymi do tych samych kategorii gramatycznych: rzeczownik może zając miejsce rzeczownika, przysłówek – przysłówka.
Określenia „mogą”, „wolno”, „nie ma przeszkód” zastosowałam celowo, by pokazać, że w przypadku idiomów tego typu zabiegi stylistyczne nie są normą; jest to natomiast opcja chętnie wykorzystywana w grach słów. A że w grach gra się tak, jak przeciwnik – w naszym wypadku język jako system reguł – pozwala, wszystkie (no, prawie, ale o tym za chwilę) dozwolone chwyty składniowe są dozwolone.
Odniosę powyższą obserwację do przykładów z wywiadu Wodeckiej z Kuczokiem. Przedmiotem gry słów w zdaniu lgnąłem do pań, które lepiej się rozbierają niż ubierają jest idiom dobrze się ubierać, który oznacza znać się na modzie, a w którym dochodzi do zamiany jednego czasownika na drugi. Jedynym ograniczeniem gramatycznym jest fakt, iż nowy element – tak jak element podmieniany – musi być czasownikiem zwrotnym. Z kolei rak a nie brak poczucia humoru, to zabawa wyrażeniami brak ___ [czego] i rak ___ [czego], które składniowo łączy to, iż oba zaczynają się od rzeczowników, które wchodzą w konstrukcje z przydawkami dopełniaczowymi. Przez analogię, podobnej modyfikacji można poddać idiom kopnąć w kalendarz: jeśli życie zakończyłby fan Piotra Szczepanika, nikogo nie zdziwiłoby, że kopnął w żółty kalendarz, ponieważ połączenia przymiotnikowo-rzeczownikowe są normą.
Jednak, gdyby faktycznie wszystkie składniowe chwyty były dozwolone, w pierwszym z powyższych przypadków zamiennikiem mógłby być każdy czasownik zwrotny i lgnąłem do pań, które lepiej się uśmiechają/boją/zderzają/... niż ubierają byłoby równie udane jak stwierdzenie dotyczące pań rozbierających się; rak a nie niedobór/zero/nadmiar/przypływ/... poczucia humoru w przykładzie drugim zachwycałby nas podobnie jak oryginał z cytowanego wywiadu; można by też kopnąć w seledynowy kalendarz ku uciesze miłośników języka. Jako że powyższe przykłady modyfikacji są zdecydowanie nieudane i za gry słowne uchodzić nie mogą, należy zauważyć, że wachlarz opcji, na które składnia pozwala użytkownikowi języka podlega pewnym dodatkowym ograniczeniom. Przede wszystkim przy wszelkich modyfikacjach zamiennik i element podmieniany muszą mieć jakiś wspólny element poza składnią: należeć do tej samej kategorii semantycznej (zwierzęta, kolory) czy pola semantycznego (handel); być synonimami/antonimami/rewersywami (ubierać-rozbierać); wchodzić w skład tych samych wyrażeń utartych (sól i pieprz do smaku); brzmieć podobnie (rak-brak); i, przede wszystkim, odnosić się do naszej wiedzy o świecie i – dzięki modyfikacji – tę wiedzę o świecie oddawać lepiej niż idiom przed modyfikacją.
Zabawy językowe z cytowanego wywiadu czy modyfikacja kopnąć w żółty kalendarz powyższe kryteria spełniają, dlatego zachwycają nas jako gry słów. Niemniej, za znacznie bardziej imponujący uważam fakt, że tworząc takie innowacje, użytkownik języka potrafi jednocześnie: przetwarzać składnię wyrażenia, decydując, co dozwolone a co nie; szukać zamienników semantycznych lub użyty element dodatkowo modyfikować; zadbać, by modyfikacja była miła dla ucha; i jeszcze oddać sens, nie tylko sensowny w treści, ale i dowcipny w formie. Innymi słowy, w gry słowne gramy i wygrywamy poruszając się w szczególnie ciasnej uprzęży, którą nam język jako system nakłada. Gramy i wygrywamy mimo wędzidła. A może dzięki niemu?
[1] lub, jak kto woli, fraza werbalna składająca się z czasownika i frazy przyimkowej (a ta, z kolei, z przyimka i rzeczownika).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz