Jacek Kaczmarski, poeta, pieśniarz, bard Solidarności, którego „Mury” umieli grać na gitarze nawet ci, którzy nie umieli grać na gitarze. Urodził się w 1957 r., zmarł na raka przełyku w 2004 r. Pisano wtedy, że wolał śmierć niż poddać się operacji, w wyniku której mógł stracić głos i jako pieśniarz zamilknąć na zawsze. Jacek Kaczmarski zachwyca mnie od wielu lat, kiedyś wyłącznie jako przedstawicielkę pewnego pokolenia; obecnie również jako fascynatkę języka. W dzisiejszym wpisie wybieram się do źródeł tego zachwytu.
Można powiedzieć, że powody fascynacji Kaczmarskim – w której nie jestem przecież odosobniona – są dość oczywiste: świetne ponadczasowe teksty, do porywającej muzyki, w rewelacyjnych aranżacjach, zwłaszcza tych współtworzonych przez Zbigniewa Łapińskiego, którego fortepian dialoguje z gitarą Kaczmarskiego w sposób spójny i artystycznie wyjątkowy. Wszystkiego tego mam całkowitą świadomość. Niemniej, im dłużej i częściej słucham Kaczmarskiego, tym bardziej wydaje mi się, że moja admiracja – wynikająca ze wszystkich tych powodów – ma jeszcze jeden, dodatkowy punkt odniesienia: Kmicic we mnie upaja się cwałem lub pędzi galopem – a czasem też biegnie kłusem lub idzie stępem – piosenek Kaczmarskiego. Bo dla mnie Kaczmarski to przede wszystkim wybitny reprezentant stylu poetyckiego, który – na użytek niniejszego wpisu – nazwę equus polonus (odnosząc się zresztą do jednego z utworów Kaczmarskiego).
Zanim wyłuszczę cechy wspomnianego stylu, kilka słów o podstawowych końskich chodach. Stęp to chód czterotaktowy, w którym koń stawia nogi w następującej kolejności: lewa tylna, lewa przednia, prawa tylna, prawa przednia. Kłus jest chodem dwutaktowym: nogi stawiane są po przekątnej, w kolejności: prawa przednia + lewa tylna, lewa przednia + prawa tylna. Galop taktuje się na trzy, a kolejność stawiania nóg to: tylna/dwie po przekątnej/przednia prowadząca. Cwał, który jest bardzo szybkim galopem to także chód trzytaktowy, ale bardzo często, ze względu na prędkość, dochodzi do zlania taktu 2 kopyt w jeden dźwięk. Z muzycznego punktu widzenia, melodia każdego z tych chodów daje się zapisać rytmicznie, na pięciolinii, w sposób następujący[1]:
Wiele piosenek z mojego ulubionego (a jakże) albumu Sarmatia podąża wymienionymi wyżej wzorami metrycznymi. Ale obserwacja ta dotyczy nie tylko piosenek z Sarmatii: cwałują w równym stopniu Rokosz co, na przykład, powszechnie znana Obława lub Krzyk; galopują Elekcja a także, Lekcja historii klasycznej, Strącenie aniołów lub Krajobraz po uczcie czy Sen Katarzyny II. Kłusem biegną Dobre rady pana ojca, Drzewo genealogiczne, Czary skuteczne na swary odwieczne czy wcześniejsze, Nasza klasa lub Bajka o głupim Jasiu. Stępa idą Prosty człowiek i Kniazia Jaremy nawrócenie.
Niemniej, styl equus polonus to nie tylko metrum czy takt. To przede wszystkim – zwłaszcza w kontekście niniejszego bloga – język utworów (por. wymienione wyżej i podlinkowane do audio przykłady). Piosenki Kaczmarskiego tętnią w uszach, i jest to nie tylko tętent akompaniamentu gitarowego, ale cwał czy galop sylab w słowach, słów w wersach, wersów w zwrotkach, zwrotek w całych utworach. W tym biegu szablista, onomatopeiczna polszczyzna poety tnie na lewo i prawo. Tekst nie macha przy tym jak cepem (jak niektórzy w Orszańskiem), ale zadaje sztychy precyzyjnie, a każda głoska niezwykle trudnych zbitek wybrzmiewa ze znakomitą dykcją. Czasem język utworu jest tak misterny i precyzyjny, że ma się wrażenie, iż utwór biegnie pełnym gracji kłusem lub wręcz tańczy, drobiąc z gracją, jak na pokazie jeździeckim. Nieodparcie – i w klimacie wpisu – nasuwa się, jako tło do tych obserwacji cytat następujący, konia dotyczący, a do języka Kaczmarskiego pasujący jak ulał[2], tematycznie i jako kontekst do niniejszych rozważań:
- Czy wyjeżdżony? Wasza książęca mość nie uwierzy! Tak on chodzi w szeregu, że gdy szereg idzie skokiem, możesz wasza książęca mość cugle puścić, a on się o pół chrapów z szeregu nie wysunie. Jeśli wasza książęca mość raczy spróbować i jeśli się na dwóch stajach choć o pół łba wysunie, to go darmo oddam.
- To byłoby największe dziwo, żeby się z puszczonymi cuglami nie wysunął.
- I dziwo, i wygoda, bo obie ręce wolne. Nieraz tak było, żem w jednej miał szablę, w drugiej pistolet, a koń szedł wolno.
- Ba, a jeśli szereg zawraca?
- Tedy zawróci i on, nie popsowawszy linii.
- Nie może być! - rzekł książę - tego żaden koń nie uczyni. Widziałem we Francji konie muszkieterów królewskich, bardzo ćwiczone, umyślnie, aby ceremonij dworskich nie psowały, ale przecie trzeba je cuglami prowadzić.
- W tym koniu człowieczy dowcip... Niechże wasza książęca mość sam popróbuje.
Niech Wasza Książęca Mość Czytelnik sam popróbuje. Jeno niech baczy, by go Kaczmarski nie poniósł.
*
Piosenki poetyckie, które cwałują, porywając za sobą i słuchaczy i autora – tego ostatniego często za szybko, za gwałtownie, tratując jego życie – można znaleźć także u Przyjaciół Moskali, w wykonaniu ich barda – Włodzimierza Wysockiego. Tu w jego balladzie o – nomen-omen – narowistych koniach.
[1] Dziękuję mojej prawie-córeczce-skrzypeczce Beatce za konsultacje hippiczno-muzyczne. Załączony zapis nutowy jest jej dziełem. Tu został wykonany nie do końca prawidłowo ze względu na ograniczenia edytora tekstu.
[2] Henryk Sienkiewicz, Potop, t. 1; dialog między właścicielem konia, Andrzejem Kmicicem a potencjalnym wierzchowca nabywcą, księciem Bogusławem Radziwiłłem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz