sobota, 5 marca 2011

O języku con amore (3): Anna Wierzbicka

Steven Pinker, o którym pisałam w pierwszym odcinku o językoznawcach con amore sprawia wrażenie autora zakochanego w języku miłością młodzieńczą i płomienną. Annę Wierzbicką[1], której chcę poświęcić niniejszy wpis, odbieram jako osobę kochającą język miłością troskliwą, taką która poprawia szaliczek i gładzi delikatnie po policzku, zdejmując z niego malutki paproszek.
Stwierdzenie powyższe nie ma na celu infantylizacji opisywanej postaci. Nie byłoby to zresztą ani stosowne ani możliwe wobec tego, kim jest Anna Wierzbicka i jakie ma osiągnięcia. Wybitny językoznawca; twórczyni koncepcji semantycznych cząstek elementarnych, które – wraz z właściwą im składnią – tworzą lingua metalis, naturalny metajęzyk semantyczny, połączenie alfabetu myślowego (Leibniz) i składni myśli (Wierzbicka); autorka wielu książek i artykułów rejestrujących postępy prac nad powyższymi zagadnieniami, badań prowadzonych z zespołem współpracowników naukowych w Australian National University w Canberrze; Anna Wierzbicka została w 2010 uhonorowana polskim Noblem, nagrodą Fundacji na rzecz Nauki Polskiej.
Uwaga o poprawianiu językowi szaliczka została uczyniona dla uwypuklenia pieczołowitości, z jaką Wierzbicka i jej zespół pracują nad koncepcją naturalnego metajęzyka semantycznego; pieczołowitości, z jaką gromadzą semantyczne cząstki elementarne proste, same przez się zrozumiałe, niedefiniowalne, będące elementem naszej przedjęzykowej gotowości na znaczenie[2]; pieczołowitości, z jaką dowodzą, że w interpretacji słów-kluczy nie ma żadnych półcieni: stojące za nimi pojęcia składają się z rzeczonych elementarnych cząstek semantycznych tak, jak otaczająca nas rzeczywistość – w tym te jej elementy, które nie poddają się łatwej kategoryzacji – składa się z tych samych atomów w różnych konfiguracjach, w zależności od tego, czy jest to "żaba-rzekotka [czy] Żabka Alojzy, księgowy". Pojęcia, o których mowa odbijają się w słowach (i są przez nie kształtowane). Umożliwia nam to przyjęcie pewnego, odziedziczonego po przodkach, semantycznego punktu widzenia w kulturze, którego słowa – zwłaszcza pewne słowa klucze (jak przyjaźń, wolność, los, itd.) – są bardzo czułym wskaźnikiem. Ta ostatnia konstatacja Wierzbickiej i jej zespołu sytuuje nas dość blisko szaliczka, bo przy jej okazji badacze mówią o słowach jako o nitkach do kłębka kultury.
Pośród niezliczonych iście tezejskich wędrówek po labiryntach różnych kultur, które odbyli Wierzbicka i jej współpracownicy w swoich badaniach nad słowami moje zainteresowanie najżywsze budzi analiza porównawcza słowa los (pol), sud’ba (ros), destiny (ang) i Schicksal (niem) oraz interpretacja kulturowa różnic, w której Wierzbicka odnosi rzeczone słowo-klucz w każdym z omawianych języków do narodowej historii i religii[3]. Polski los czerpie pojęciowo zarówno z katolicyzmu i jego przekonania o wolnej woli człowieka jak i z naszych dziejów, w których wielokrotnie rzucaliśmy go na stos, jak w hazardowej grze. Rosyjska sud’ba to kulturowa suma prawosławia i historii despotyzmu i władzy absolutnej, która równa jest boskiej. Z kolei angielskie destiny i niemieckie Schicksal odzwierciedlają podstawowe pojęcia dwóch różnych nurtów protestantyzmu: purytańskie przeznaczenie człowieka do i luterańskie to, co jest przeznaczone człowiekowi (będącemu narzędziem w rękach Boga), które – w połączeniu z anglosaską pochwałą rozumu/duchem oświecenia z jednej strony i niemieckim determinizmem: przekonaniem o nieuchronności zdarzeń pozostających poza ziemska kontrolą z drugiej – dają dwa odmienne semantycznie efekty końcowe.

los: różne rzeczy przytrafiają się różnym ludziom; czasem dobre, czasem złe; niektórym ludziom przytrafia się więcej dobrych/złych rzeczy niż innym; nie dzieje się tak, ponieważ ktoś tego chce; człowiek nie może pomyśleć: wiem, co mi się przydarzy; człowiek nie może tego wiedzieć.



sud’ba: różne rzeczy przytrafiają się różnym ludziom; nie dzieje się tak, ponieważ ktoś tego chce; ktoś może pomyśleć: przytrafi mi się więcej złych niż dobrych rzeczy; człowiek nie może pomyśleć: jeśli powiem „nie chcę tego”, to nie przydarzy mi się; pomyśleć „nie chcę tego” byłoby źle; wyobrażam sobie, że różne rzeczy zdarzają się, bo ktoś mówi „chcę tego”; wyobrażam sobie, że ten ktoś może powiedzieć o ludziach rzeczy, których inni powiedzieć nie mogą; myślę: wszystkie dobre i złe rzeczy, które przydarzają się człowiekowi są częścią jednej rzeczy

destiny: różne rzeczy przytrafiają się różnym ludziom; różni ludzie mogą robić różne rzeczy; niektórzy ludzie mogą robić rzeczy, których inni nie mogą robić; wyobrażam sobie, że ktoś tego chce; ten ktoś nie należy do tego świata.

Schicksal: różne rzeczy przytrafiają się różnym ludziom; nie dzieje się tak, ponieważ ktoś tego chce; niektórym ludziom przytrafia się więcej złych rzeczy niż innym; człowiek może pomyśleć: przydarzą mi się złe rzeczy; wyobrażam sobie, że dobre i złe rzeczy zdarzają się, bo ktoś mówi „chcę tego”; ten ktoś nie jest człowiekiem; można powiedzieć, że jest to coś, nie ktoś; to coś nie należy do tego świata; jeśli to coś czegoś chce, to nie może nie zdarzyć się.


Powyższe rozważania – poza konstatacją pochodzącą od Wierzbickiej, że uniwersalny alfabet myśli układa się w kulturowo specyficzne konfiguracje – budzą we mnie również refleksje innego typu. Jako osobę dwujęzyczną (late bilingual), zastanawiają mnie dwie kwestie. Po pierwsze, na ile dobra znajomość drugiego języka, i wiążąca się z nią częsta ekspozycja na słowa-klucze w różnych, kulturowo nacechowanych kontekstach, skutkuje u nas pewnym przeprofilowaniem kulturowym, które zostawia trwały ślad w naszym JA. Myślę, że dzieje się tak w dość poważnym stopniu. Jednocześnie intryguje mnie, na ile pewne predyspozycje i preferencje, które o owym JA stanowią, czynią nas podatnymi na zachwyt wobec konkretnego języka (i kultury, która za nim stoi). Uszczegółowiając, czy nie dzieje się tak, że – dajmy na to – przekonanie o wartości rozumu i wiążące się z nim odczucie, że „mędrca szkiełko i oko” silniej mówi do mnie niż „czucie i wiara”[4] może być dobrym podłożem dla ziarna zachwytu nad językiem angielskim? Zachwytu, o którym więcej w jednym z kolejnych odcinków.


[2] Takich cząstek zespół Wierzbickiej zidentyfikował około 60. Są to, między innymi: ja, ty, ktoś, coś, ludzie, ciało; ten, ten sam, inny; jeden, dwa, niektóre, dużo, wszystko; dobry, zły, duży, mały; myśleć, wiedzieć, chcieć, czuć, widzieć, słyszeć; mówić, słowo, prawda; robić, dziać się, ruszać się; być, mieć; żyć, umrzeć; nie, być może, móc, bo (=ponieważ, z powodu), jeżeli; kiedy, teraz, chwila, po, przed, długo, krótko, przez pewien czas; gdzie, tutaj, pod, nad, daleko, blisko, z tej strony, wewnątrz; bardzo, więcej; rodzaj, część; tak jak, taki jak. (za: Wierzbicka, A. 2007. Słowa klucze: różne języki - różne kultury [z ang.] Izabela Duraj-Nowosielska. Warszawa: Wydawnictwa Uniwersytetu Warszawskiego.
[3] Analiza zaproponowana przez Wierzbicką – w tabelce poniżej. Źródło: Wierzbicka, A. 1992. Language Universals in Culture-Specific Configurations. New York/Oxford: OUP.; tłumaczenie własne.
[4] wariacja na temat ballady Romantyczność Adama Mickiewicza.

2 komentarze:

  1. Z całym szacunkiem dla pani Wierzbickiej, ale całą ideę lingua mentalis i idącą za nią semantykę składnikową uważam za nieporozumienie. Ludzie zajmujący się tym dzisiaj zapomnieli albo nie wiedzą po co owymi rzeczami tacy lingwiści jak Melcuk czy Apresjan zaczęli się zajmować.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za ww uwagę. To jest chyba pogląd dość powszechny wśród językoznawców kognitywnych. Po prostu co innego pełni funkcję tak (czy inaczej) zwanych semantic primitives (agens, patiens, schematy wyobrażeniowe w tym te dotyczące charakteru wydarzenia - pisze o tym m.in. Jackendoff); Wierzbicką wspominam tu nie dla wielkości jej teorii, ale przez wzgląd na elegancję jej pomysłu na opis języka; pomysłu o ograniczonym zastosowaniu, ale akurat, w opisanym wypadku, dość dobrego.

    OdpowiedzUsuń