Raymond Queneau – francuski poeta, powieściopisarz, eksperymentator; założyciel koła literackiego OuLiPo, którego członkowie pisali dzieła literackie w oparciu o matematyczne teorie i wzory – jest autorem książki, której tytuł umieściłam w nagłówku dzisiejszego wpisu. Ćwiczenia stylistyczne opowiadają dość banalną historię: młody człowiek w kapeluszu wsiada do autobusu linii S, wdaje się w sprzeczkę z współpasażerem, a następnie zajmuje wolne miejsce; naszego bohatera spotykamy jeszcze raz, jakiś czas później, gdy kolega radzi mu przesunięcie guzika u płaszcza. Godne uwagi? Jako historia – bynajmniej; dopóki nie powiemy, że w Ćwiczeniach stylistycznych pospolita treść zostaje oddana na 99 niepospolitych sposobów. Niemniej, mnogość form jest dla mnie tylko jednym z powodów, by uznać Ćwiczenia stylistyczne za zachwycające; jednym, ale nie jedynym.
Ćwiczenia są dla mnie niezwykłe między innymi dlatego, że jest w nich to, czego w języku szukam w pierwszej kolejności: matematyka i muzyka. Matematyczna w Ćwiczeniach jest przede wszystkim kombinatoryka, której zasady leżą u podstaw całej książki. Oprócz tego jednak mamy historię naszego kapelusznika opowiedzianą matematycznie – językiem matematyki lub analitycznie myślącego matematyka:
O godzinie 12 min 17, w autobusie linii S, 10 m długim ... mieszczącym aktualnie 48 osób ... (Ściśle)
Autobus. Platforma. Platforma autobusu. Tzn. miejsce. południe. Około. ... (Analityczno-logicznie)
W autobusie S rozważmy zbiór S’ pasażerów siedzących i zbiór S” pasażerów stojących ... (Zbiorowo)
Podobnie rzecz ma się z muzycznością dzieła. Z jednej strony Ćwiczenia jako takie są muzycznie inspirowane w tym sensie, że ziarno pomysłu na książkę najprawdopodobniej zakiełkowało w głowie Queneau, gdy słuchał fugi Bacha i zapragnął stworzyć dzieło literackie, oparte na podobnej zwielokrotnionej wariacji[1]. Z drugiej strony, wiele pojedynczych Ćwiczeń ma charakter muzyczny, wynikający z zastosowanego metrum i rymów lub wykorzystanych w utworze efektów dźwiękowych czy dźwiękonaśladowczych:
Wże do autosu pnego pażerów. Użam meńca w flapeuszu i szysłużyrafują ... (Synkopowo)
Na pla pla pla platformie pyr pyr pyr autobusu linii S ... (Onomatopeicznie)
Wsiadłszy razu pewnego w linii S autobus / Ujrzałem głąba ekstraklasy, co na globus ... (Trzynastozgłoskowo)
Co ważne, obie powyższe cechy 99 wersji historii kapelusznika – umuzycznienie przez eksperymenty z metrum i zabiegi dźwiękonaśladowcze oraz z zastosowanie zasad kombinatoryki matematycznej dla umieszczenia w 99 wersjach opowiadań wszystkich możliwych figur stylistycznych – zostały wykorzystane w zestawieniach nieprzypadkowych. W efekcie, powstały wersje opowiadania reprezentujące różne style oraz socjolekty. Dzięki temu czytając książkę Queneau doświadczamy w pełni języka jako wierzchołka góry lodowej: każda indywidualna narracja pozwala budować wyobrażenie o szeroko rozumianym kontekście wydarzenia i – zwłaszcza – jego uczestnikach, z uwzględnieniem ich pochodzenia, wykształcenia, stosunku do życia i ludzi. Czytelnik Ćwiczeń ma wrażenie, że każde z nich daje mu oryginalny wgląd w błahą w końcu sytuację z perspektywy narratora, który jest (tytuły poszczególnych Ćwiczeń adekwatne):
sprawozdawcą: W esce, godzina szczytu. Typek na oko dwudziestosześcioletni ...
zdumiony: Ależ ścisk na tej platformie autobusu! I skąd się tu wziął te chłopak ...?
niefrasobliwy: ...Owszem, jechałem eską koło południa. Było pełno? jak zawsze o tej porze ...
prostakiem: Szło na południe jak dałem rade wcisnąć sie do eski. No i właże, za jazde jak sie należy płace ...
filozofem: filozof, wkroczywszy niekiedy w błahy fikcjonalizm i pragmapraktycyzm autobusu S, osiąga jasną apercepcją ... nietrwałe i aproksymatyczne wyglądy jakościowe ...
Fakt, że czytelnik, na podstawie języka używanego przez narratorów, szkicuje sobie ich sylwetki i życiorysy świadczy o potencjale językowej formy, która takie daleko idące wyobrażenia o mówiącym umożliwia. W tym kontekście tryumf formy nad treścią, który celebrują Ćwiczenia wydaje się jak najbardziej uzasadniony: często wystawiamy sobie świadectwo tym JAK a nie CO mówimy. Ergo, jak cię słyszą, tak cię piszą. Do babcinych pouczeń, że „damę poznaje się po rękach i butach” dołożę więc „oraz po języku”. Bo taka jest – zachwycająca, demaskująca – potęga naszego kodu.
Na koniec wspomnę, że Ćwiczenia uważam za godne uwagi również dlatego, że w bardzo wielu wersjach opowiadania, oprócz wymagań dotyczących stylu, autor narzuca sobie różne ograniczenia formalne:
Au! To bóstwo godzinę szczy tu. Szach rajski świat owiec, syn patyk dykta tury pra wideł ... (Homofonicznie)
Podwożę się autobusem pełnym podatników, podających drobne pewnemu ... (Poliptotycznie)
W heliotermicznej atmosferze petrolokinezy ... dokonuję autopsji asympatycznego pseudoantropa (Filhelleńsko)
Jak twierdzi sam Queneau, ograniczenia tego typu bardzo dobrze służą artyście i jego dziełu. Zgadzam się z nim w pełni: uważam, że językowe funkcjonowanie z mocno ściągniętym wędzidłem formy jest intelektualnie stymulującym, a przez to niezwykle interesującym doznaniem poznawczym; zresztą o tym, że narzucona forma dyscyplinuje nas intelektualnie pisałam już we wstępie do niniejszego bloga.
[1] Adekwatną anegdotę wspomina polski tłumacz Ćwiczeń Jan Gondowicz w swoim w podsumowaniu do książki.
Dzień dobry,
OdpowiedzUsuńz przyjemnością czytam Pani wpisy, ale czy aby na pewno przecinek w poniższym zdaniu jest na właściwym miejscu:
"Ćwiczenia są dla mnie niezwykłe między innymi, dlatego że jest w nich to..."?
Przyznaję bez bicia, że nie jestem filologiem.
Pozdrawiam.
/Piotr
Tak, ma Pan rację - już poprawiłam (nie wiem, doprawdy, skąd to się wzięło ...).
OdpowiedzUsuńCo do bloga - cieszę się, że jest czytany (również z przyjemnością), choć zarzuciłam jego prowadzenie już kilka lat temu.
pozdrawiam
Anna