wtorek, 18 stycznia 2011

O języku con amore (2): Stanisław Barańczak

Drugi wpis z cyklu O języku con amore zdecydowałam się poświęcić Stanisławowi Barańczakowi[1], poecie, tłumaczowi, krytykowi literackiemu, eseiście i – jak dla mnie – przede wszystkim fascynatowi języka jako tworzywa. W związku z tym ostatnim stwierdzeniem przyznaję, że w przypadku Barańczaka nagłówkiem stosowniejszym byłoby Do języka con amore, bo każde zdanie wychodzące spod tego pióra – jak te pochodzące ze wstępu do antologii Filetowa krowa:

Początki humoru wierszowanego na terenie dzisiejszej Anglii i Ameryki Północnej giną w pomroce wieków. Tam je też na wszelki wypadek pozostawimy. Zwłaszcza, że z pomroki wieków nie dobiegały jeszcze żadne dźwięki, które by w najmniejszym chociaż stopniu przypominały język angielski, tak, że w ogóle nie ma o czym mówić. [2]

jest częścią niekończącego się flirtu autora z językiem, zaczepiania języka, podszczypywania języka albo ciągnięcia języka za język (lub za składniowy warkoczyk czy semantyczną na nim kokardkę); flirtu objawiającego się w każdej książce Barańczaka od Książek najgorszych, które czytałam jeszcze w drugim obiegu, po pozycję Pegaz zdębiał – mój zachwyt nad Barańczakiem największy – której poświęcę dzisiejszy wpis.
Pegaz zdębiał, książka inspirowana – co przyznaje we wstępie sam Barańczak – pozycjami taki jak Pegaz dęba Juliana Tuwima czy W oparach absurdu Juliana Tuwima i Antoniego Słonimskiego, jest zbiorem dowcipnych esejów na temat różnych gier językowych. Kilka z nich opiszę – a w niektóre również zagram – poniżej. Zanim to jednak nastąpi chcę podzielić się zachwytem nad taka formą spędzania wolnego czasu sam na sam z językiem: każda z tych zabaw to zmaganie się z językiem w okowach zadanych ograniczeń. Czyli to, co lubię najbardziej: wędzidło, a mimo niego pokaz możliwości użytkownika języka. Jeśli tym użytkownikiem jest Stanisław Barańczak, możemy spodziewać się wyczynów iście kaskaderskich.
Pegaz zdębiał, jak głosi podtytuł, jest wprowadzeniem w prywatną teorię gatunków Autora. Gatunki te dostają od swego D(a)rwina nazwy, wśród których wiele jest niezwykle uroczych blendów (patrz Bezblendnie? Niemożliwe). Panie i Panowie, oto gatunki Barańczaka:
·         ALFABETONY – zdania służące do sprawdzenia, czy wszystkie klawisze klawiatury działają (i czy w ogóle wszystkie klawisze klawiatury są). Wędzidło: zdanie musi być gramatyczne i zawierać – ale każdą tylko raz – wszystkie 32 litery polskiego alfabetu.

Barańczaka alfabeton (mój ulubiony): 
JEŻY KLĄTW, SPŁÓDŹ FINOM CZĘŚĆ GRY HAŃB
Mój (trochę o-beton): 
Ś.P. FLĄDRO, ZWISEM JAŹŃ GNĘB ŻÓŁĆ KUCHT

·         PALINDROMADERY – palindromy-dromadery (bo duże i niezgrabne, ale jak się rozpędzą ... – wyjaśnia Barańczak). Wędzidło: sama istota palindromu – musi to być forma, którą czyta się tak samo wprost i wspak[3].

Barańczaka palindromader (przykład oszałamiający):  
Ech, czar zadów i żyta: napina pupy trud zbioru jarzyn!Na miody spada popyt – aparat w tarapaty popada, psy doi, manny z raju roi, bzdur typu pani-pan (a tyż i wóda-zraz) chce!
Mój palindromader – jeszcze się taki nie urodził ... :-(

·         ONANAGRAMY czyli anagramy (wyrazy powstałe z przestawienia liter w innych wyrazach) onomastyczne (od imion). Wędzidło: czyjeś imię i nazwisko musi dać inne imię i nazwisko (najlepiej zabawne) i żadnej litery nie można uronić; lub dodać.

Barańczaka auto-onanagram: 
TARZAN BAŃCWAŁ-SIKSA
i jeszcze nazwisko-charakterystyka: 
MARYLIN MONROE=NO IRONY, MR. MALE
moje onanagramy[4] politycznie poprawne (od koalicji do opozycji): 
DON SUKA (LTD.), WAŃKA KIJ-ROSSYŁACZ, ARAGORN L. SZPIEG-RZEKI, P.K. LARWA-LAWEMDA.

·         OBLEŚNIKI – gry słów, obleśne[5] jak nazwa wskazuje, którą to obleśność wydobywamy za pomocą przestawienia głosek/sylab między sąsiednimi wyrazami lub wewnątrz wyrazów.

Barańczaka: Dick na szalupie i Regina waży serki
Moje: ... chyba jestem jeszcze za młoda ;-).

·         LIBERYKI – limeryki dedykowane Antoniemu Liberze – oraz AMERYKI (limeryki ze słowem Ameryka w treści); BELLYMERYKI (limeryki dworujące z tuszy; belly = brzuch); BEZRYMERYKI (limeryki bez rymu) i inne. Wędzidło: układ wersów i rymów typowy dla limeryku plus jedno wędzidło dodatkowe.

Barańczaka – wszystkie powyższe ( i jeszcze więcej); zainteresowany Czytelnik musi sięgnąć po Pegaza
mój limeryk naukowy:
Pewien młody inżynier z Pa’Amat
Przy goleniu przeżywa wciąż dramat:
Jego brzytwa zarostu
Nie chce golić, po prostu
Nie wie chłop, że to brzytwa Ockhama.

Poza tym Barańczak zaprasza do zabawy w MANKAMĘTY, IDIOMATOŁY, POLIGĘDŹBY, TURYSTYCHY I BEZECENZJE. Czytajmy, z zachwytem, i grajmy.


[2] Stanisław Barańczak, Fioletowa krowa. Antologia angielskiej i amerykańskiej poezji niepoważnej. Wydawnictwo a5; str. 18. 
Przy okazji: takie pisanie, przede wszystkim dla samej przyjemności pisania, dla zabawy formą, dla tego twistu, który decyduje o wartości rozrywkowej każdego pojedynczego akapitu (mowa oczywiście o rozrywkach czysto intelektualnych ;-)) przywodzi mi na myśl Brytyjczyka Douglasa Adamsa i jego Autostopem przez galaktykę (całą trylogię w czterech częściach i wiele innych jego książek). Wpisu osobnego im nie poświęcę, ale gorąco polecam wszystkim, których język zachwyca. Chyba właśnie dlatego, iż wartością prozy Adamsa jest język, zupełną klapą jak dla mnie zakończyła się próba filmowej adaptacji Autostopem ... .
[3] Najbardziej znany palindrom to (chyba) Kobyła ma mały bok.
[4] Przy okazji pozdrawiam kolegów z pracy. Specjalne serdeczności otrzymują: Waldek "Wos" Masakrator, Mirosław J. Szyk-w-Knajpie, Marek Tu-Gorzałka oraz Kosma Ale-Twasz.
[5] Jeden z bardziej znanych to pradziadek przy saniach

1 komentarz:

  1. a ja to się zastanawiam dziś od rana, czy nawet z twoich romansów nie da się wyczytać, że za dużo byś chciała :pp

    aha, to jestem ja, przemysław janikowsji alias anal turnau

    OdpowiedzUsuń