czwartek, 27 stycznia 2011

Ikoniczność języka

Jedną z cech odróżniających język ludzki od zwierzęcych sposobów porozumiewania się jest arbitralność kodu, którym posługujemy się w kontaktach z innymi przedstawicielami naszego gatunku. Oznacza to, iż formy, których używamy mają znaczenia, a znaczenia te nie są w żaden sposób powiązane z naszą tych form percepcją zmysłową. Innymi słowy semantyka formy nie zależy od tego, jak dana forma wygląda lub brzmi. Na przykład słowo student w najmniejszym stopniu nie przypomina tego, co oznacza; znaczenie tych siedmiu głosek w tej właśnie kolejności odczytujemy na podstawie konwencji językowej: po prostu na pewnym obszarze geograficznym umówiliśmy się co do konkretnej pary forma/znaczenie.
Na szczęście dla niniejszego wpisu powyższa konstatacja to reguła, od której jest bardzo dużo wyjątków: zadziwiająco dużo zachwycających przykładów użycia języka dowodzi, że nasz kod jest wysoce ikoniczny[1]  język pokazuje, wizualnie lub akustycznie, co mamy na myśli.   Najbardziej znanym przykładem ikony akustycznej jest onomatopeja, figura stylistyczna polegająca na takim zestawieniu wyrazów, by razem dały efekt dzwiękonaśladowczy właściwy dla opisywanego zjawiska. U Staffa O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni, jesienny i  pluszcze jednaki, miarowy, niezmienny ma naśladować odgłosy padających kropli, w tym monotonną ich kadencję; U Mickiewicza zdarto żagle, ster prysnął, ryk wód, szum zawiei. Głosy trwożnej gromady, pomp złowieszcze jęki udają odgłosy burzy i atmosferę trwogi na łodzi; wreszcie znana z dzieciństwa Lokomotywa  Tuwima rusza onomatopeicznie, bo nagle gwizd, nagle świst, para – buch, koła – w ruch.  Takich przykładów wszyscy znamy bardzo wiele.
O całej gamie innych, mniej znanych – bo wizualnych – ikon językowych pisze Alina Kwiatkowska w swojej książce The Visuo-spatial Determinants of  Natural Language. Kilka przykładów podaję za tą Autorką poniżej:
·         Powtórzenia. Była już o nich mowa w eseju o syn-estetyce języka (tam jednak więcej uwagi poświęciłam formom podobnym, nie takim samym). Powtórzenie tej samej formy ma charakter ikoniczny i  znaczy „(dwa razy[2]) więcej/intensywniej”. Szybko, szybko! to szybciej niż szybko; powoli, powoli to znacznie wolniej; daj, daj sugeruje potrzebę silniejszą niż w przypadku daj pojedynczego; oj głupia ja, głupia daje do zrozumienia, że wypowiadająca te słowa cierpi na wyjątkowy deficyt rozsądku.
·         Poziom zawiłości wypowiedzi. Jak napisał Scott Thornbury w książce Uncovering Grammar, im więcej gramatyki, tym większy dystans; lub raczej, im większy dystans, tym więcej gramatyki (jeśli podążymy tropem mówcy, nie słuchacza, czyli od konceptualizacji do werbalizacji). Oznacza to, że im dalej nam do rozmówcy (w sensie fizycznym, ale też – lub może przede wszystkim – społecznym), tym więcej słów i wyższy poziom komplikacji wypowiedzi. Dlatego przedstawiciele wyżyn społecznych niekiedy skracają dystans ze słuchaczami mówiąc językiem potocznym (co nas czasem razi jako sztuczne), a zła na męża żona przechodzi na rejestr formalny (jeśli emocje na to pozwalają). Poziom zawiłości wypowiedzi świadczy również o skomplikowanych procesach myślowych wypowiedzi tej towarzyszących. Stąd różni mówcy dbają o złożoność wypowiedzi, by pokazać jak złożonymi są osobowościami[3]. Długa wypowiedź może też w sposób ikoniczny pokazać, że: opisywana czynność była czasochłonna i/lub trudna do wykonania; krótka wypowiedź z kolei sugeruje precyzję w wykonaniu czynności, o której mowa lub przeciwnie: brak zainteresowania (znamy i „lubimy” wymiany, w których jeden z rozmówców posługuje się monosylabami).
·         Odległość między wyrazami w zdaniu. Niedługo po lekturze książki Kwiatkowskiej przeczytałam w gazecie tekst, na który wcześniej nie zwróciłabym pewnie uwagi: „PO i PSL oraz PiS”. Dlaczego nie „PO, PSL i PiS”? Dlatego, że autor tekstu posłużył się ikonicznością języka – w którym odległość ma znaczenie – by podkreślić dystans dzielący koalicję od opozycji. Dla koalicji wybrał krótki, jednoliterowy spójnik i, a za pomocą długiego, czteroliterowego oraz odsunął oponentów na drugą stronę linii politycznego frontu. Kwiatkowska zauważa także ikoniczne znaczenie odległości przymiotników od rzeczownika, który opisują: ten bliższy rzeczownikowi sugeruje atrybut, który ma mniejsza szansę ulec zmianie. Krótkie zielone włosy najpewniej niedługo odrosną; zielone krótkie włosy zostaną wkrótce przefarbowane.
Wszystko to jest nadzwyczaj fascynujące wobec faktu, iż skonwencjonalizowany ludzki język nie musi być ikoniczny; jeśli jest, to dlatego, że chce (tego jego użytkownik). Zdaniem George’a Lakoffa (i innych kognitywistów) taka – poblendźmy sobie znowu –  ikonklinacja naszego kodu wynika z ucieleśnienia myśli (wynikającego z naszego doświadczania i rozumienia otaczającej rzeczywistości w kontekście naszego ciała i sił na nie działających), które przekłada się na ucieleśnienie języka. Jednym z dowodów na to ostatnie są wyniki testu Kiki/Buba, który większość z nas zdaje tak samo. Bo przecież wiesz, Drogi Czytelniku, który kształt to Kiki, a który Buba[4], prawda?


[1] Ikona w używanym tu znaczeniu to schematyczny obrazek, który w skonwencjonalizowany (=w oparciu o umowę społeczną) sposób pokazuje jakieś zjawisko. Symbole używane w prognozie pogody, na pulpicie komputera/w menu telefonu komórkowego czy umowne wizerunki pani/pana na drzwiach toalet to ikony.
[2] Dwa lub więcej, wszystko zależy od liczby powtórzeń.
[3] Ta ostatnia uwaga jest autoironiczna ;-)
[4] Obrazek pochodzi z Wikipedii http://en.wikipedia.org/wiki/File:Booba-Kiki.svg

1 komentarz:

  1. Pobleńdzmy, czy poblendujmy? A może Autorka bloga już dokonała uroczej kontaminacji i chodzi tu i o blendowanie słów, i o urocze mendzenie?

    OdpowiedzUsuń