Frazes to zwrot utarty, powtarzany przez wielu, nierzadko bez zrozumienia, bo duża częstotliwość użycia jakiegoś wyrażenia sprawia, że jego znaczenie blaknie. Czy wobec tego we frazesie może być coś zachwycającego?
Dla uczących się języków obcych frazesy/frazy/kolokacje mają niewątpliwą wartość użytkową: zapamiętujemy je, wiedząc, że z prefabrykatów buduje się (wypowiedź) szybciej niż z pojedynczych cegieł. Ale dla użytkownika rodzimego? W języku ojczystym większość z nas chce brzmieć niezwykle i oryginalnie, wryć się w pamięć współczesnych – a najlepiej również potomnych – frazami niezwykłymi, świeżymi, niepowtarzalnymi zrazu, a potem powtarza(l)nymi powszechnie. Wzruszają nas mistrzowie pióra, między innymi dlatego, że połączenia słów, które przelewają na papier są nowe formalnie, a przez to niewyświechtane znaczeniowo i intelektualnie pobudzające.
Zdecydowałam się na wpis o frazesie, ponieważ zachwycające w nim jest nie to, czym jest sam w sobie, ale czym może być dla naszych procesów poznawczych. Frazes jest swojski, znany, bezpieczny: wiemy, dokąd nas prowadzi, więc bezmyślnie – słowo-klucz w kontekście frazesu – dajemy mu wieść się w dobrze znanym kierunku. I tu pojawia się pole do popisu dla językowego twistu, zwrotu akcji, który – dzięki temu, że idziemy ufni i bezwolni w rękach frazesu – z zaskoczenia wiedzie nas na manowce. A kiedy już z utartego szlaku zejdziemy, otwierają nam się oczy na nowe, świeże znaczenia. Nie chodź po utartych drogach, bo się pośliźniesz[1]. Językowo prorocze.
Podobnymi twistami kończy się wiele Myśli nieuczesanych, z których kilka cytuję, łamiąc lecowe przykazanie XI „Nie cudzosłów” (bezblendne, prawda?):
Niektórym ludziom należałoby wytoczyć proces myślenia.
Nie każda palma pierwszeństwa rodzi kokosy.
I głos sumienia przechodzi mutację.
Interpretacja powyższych przypadków użycia języka mogłaby po raz kolejny zostać przeprowadzona w oparciu o teorię amalgamatów i pojęciowe blendy/kontaminacje, ponieważ zrozumienie całości takich wypowiedzi poprzedzić musi semantyczny skok. Ponieważ jednak o blendach było już wielokrotnie, postaram się poprowadzić Czytelnika inna drogą – drogą zeugmy.
Zeugma to figura retoryczna, która łączy ze sobą różne pojęcia, na przykład dwa (lub więcej) znaczenia słowa wieloznacznego; znaczenie dosłowne z przenośnym; konkretne z abstrakcyjnym. Najpopularniejszym spoiwem zeugmy jest składnia wypowiedzi. Stąd Kuczoka „panie co lepiej się rozbierają niż ubierają” czy „(b)rak poczucia humoru” (patrz Gry słowne) to nie tylko przykłady kontaminacji – formalnej i pojęciowej, o czym pisałam wcześniej, przykłady te cytując – ale i zeugmy właśnie. Zdarza się też, że elementem łączącym jest kategoria gramatyczna użytych słów; ich podobieństwo fonologiczne; lub pojedyncza forma, jeśli jest polisemiczna/homonimiczna.
Zeugmę spotykamy w aforyzmach , żartach, które bazują na wieloznaczności słów; oraz w filmowych one-linerach, jednozdaniowych dowcipnych kwestiach wypowiadanych przez bohaterów, w których spoiwem bywa kontekst sytuacyjny. Sama ostatnio wiele zachwycających przykładów tej figury stylistycznej znalazłam u Zbigniewa Kruszyńskiego. To, co w mojej ocenie Kruszyńskiego w tym względzie wyróżnia to fakt, że w jego książkach zeugma/aforyzm/one-liner są wtopione w tekst podstawowy, odrobinę na kształt – toutes proportions gardées - sonetów w dramatach Szekspira. [2]. Poniżej kilka jeszcze przykładów cudzosłówstwa z Kruszyńskiego (z Kruszyńskim?) [3]:
Na plecach poczułem siekiery ich spojrzeń.
Jakaś para kłóciła sie na plaży ponosząc głos, wyraźnie, ponad poziom morza.
Pokazują oboje na drzwi do przedpokoju, jakby to było wyjście z sytuacji.
W szkole zbliżała się sesja egzaminów i nauka przybierała trudne, nieregularne formy czasownika.
Rano do łóżka podałem jej kawę, bez mleka i bez cukru, bez wstydu i bez pytań.
Na początku było słowo; potem był frazes; a na końcu była zeugma ;-).
[1] Ta i inne myśli nieuczesane – również tytuł wpisu – pochodzą od Leca (Stanisław Jerzy Lec, Myśli nieuczesane, Wydawnictwo Literackie 1987)
[2] Na przykład w dramacie Romeo i Julia prolog, prolog do aktu II czy pierwsza rozmowa Romea i Julii to sonety.
[3] Przykłady pochodzą z powieści Schwedenkräuter wydanej nakładem krakowskiej Oficyny Wydawniczej w 1995 roku. Zresztą u Kruszyńskiego nie tylko frazes z twistem zatopiony jest w tekście. Powieść ta – i inne – obfitują we fragmenty, które – gdyby je wyizolować – mogłyby wypełnić tomik poezji. Poniżej dwa przykłady (wersyfikacja – moja; w oryginale po prostu część akapitu):
Statystyki dowodzą: na jednego mieszkańca
przypada iks dokładnie odliczonych starców.
Statystyki jak zwykle stawiają rzecz na głowie:
to jeden iks mieszkaniec przypada na starców.
Opłacony z publicznych komunalnych funduszy,
urzędowy syn pięcioraczków ojców. (str. 44)
Czy misterne:
Czym jest mowa? Pracą kilku mięśni.
Wprawiamy je stopniowo w równomierne drżenie.
Nie w pojedynkę, w grupach, harmonijnie, chórem.
Obluzowana szyba w drugim końcu sali
odpowiedziała tym samym mruczeniem. (str. 61)
Mylisz zeugmę z syllepsis. Nie rozumiesz też totalnie, na czym ona polega :( Odsyłam do Lausberga chociażby.
OdpowiedzUsuńTrudno pomylić syllepsis z zeugmą jeśli ta pierwsza jest podtypem tej drugiej ... Może przed wygłaszaniem kategorycznych komentarzy warto samemu (samej?) doczytać?
OdpowiedzUsuńNadal uważam, że mylisz syllepsis i zeumgę. Na dodatek stwierdzenie, że coś jest podtypem czegoś nie ratuje sytuacji. Syllepsis jest podtypem zeugmy, ale to nie znaczy, że pojęcia są tożsame i można ich używać zamiennie. To tak jakbyś używał(a) zamiennie "rottweiler" i "pies". Owszem, rottweiler jest psem, ale nie każdy pies jest rottweilerem. Nie myl pojęć, ogarnij sytuację. Polecam. Pozdro, pozdro, elo, elo.
OdpowiedzUsuńZeugma to figura retoryczna, która łączy ze sobą różne pojęcia, na przykład dwa (lub więcej) znaczenia słowa wieloznacznego; znaczenie dosłowne z przenośnym; konkretne z abstrakcyjnym. - definiujesz pewien podtyp zeugmy, syllepsis, jednocześnie nie zaznaczając tego. Wygląda w ten sposób na to, że definiujesz w ten sposób zeugmę. Tymczasem zuegma jest figurą tworzoną przez detrakcję, która wcale nie musi zawierać elementu naruszenia składni albo semantyki. Jest bardzo często i naturalną elipsą. Swoją drogą nie polecam podstawy intelektualnej "ale to ja wiem lepiej". Zawsze warto przyjrzeć się krytyce, przemyśleć ją, a potem można wystosowywać lepsze repliki na zarzuty :-) I się mądrzyć! Lubię się mądrzyć. I lubię placki. Lubisz placki? (próbuję odwrócić Twoją uwagę, żeby zakończyć to pokojowo)
OdpowiedzUsuńZ jakiego to języka pochodzi?
OdpowiedzUsuń