piątek, 11 lutego 2011

Jak inżynier Mamoń

Z badań nad słownikiem wewnętrznym człowieka (za Words in the Mind: An Introduction to the Mental Lexicon autorstwa Jean Aitchison) wynika, że pod wpływem różnych słów, których naukowcy używają jako bodźców w testach, idziemy tropem skojarzeń bardzo indywidualnych, ale należących do pewnej ograniczonej liczby kategorii: kojarzymy (1) według kategorii gramatycznych (rzeczowniki uruchamiają rzeczowniki itd.); (2) części kolokacji i związków frazeologicznych („wszystkiego” jest bodźcem do „najlepszego”); (3) relacje semantyczne (hyperonimy: wróbel→ptak; hiponimy: ptak→wróbel; koordynaty/relacje współrzędne: wróbel→gołąb; meronimy: książka→rozdział; synonimy: ładny→śliczny; antonimy: dobry→zły); oraz – co ważne dla niniejszego wpisu – (4) na podstawie podobieństwa fonologicznego.
To ostatnie kryterium skojarzeń – jak wiemy z różnych studiów  dotyczących słownika wewnętrznego (powołuję się tu na Davida Singletona i Paula Mearę) – jest szczególnie typowe dla użytkowników, którzy jakiś język znają słabiej (ponieważ, na przykład, uczą się go jako obcego). Takie tory skojarzeniowe, wytyczane przez podobieństwo samych dźwięków, z pominięciem pozostałych wymienionych wyżej skojarzeń; tory idące „po wierzchu” (fonologicznie), zamiast głęboko (semantycznie lub składniowo), określa Singleton mianem the clang effect – efektu, który w wolnym tłumaczeniu można nazwać wiem-że-dzwoni-ale-nie-wiem-gdzie.
Na tym etapie rozważań zauważyć należy, iż dwa wspomniane rodzaje przetwarzania – płytkie i głębokie – nie muszą świadczyć o poziomie zaawansowania językowego osoby przetwarzającej, ponieważ są typowe dla całego gatunku ludzkiego. Wszystkie bodźce docierające do nas z otoczenia (do którego zalicza się także nasze, szeroko rozumiane, życie wewnętrzne) są przedmiotem „obróbki” dwojakiego rodzaju: przedpojęciowej, całościowej, angażującej emocje; i pojęciowej, wyższego rzędu, analitycznej czy rozumowej. Można w związku z tym mówić o dwóch współpracujących systemach przetwarzających[1].
Łącząc dwa powyższe wątki możemy trywialnie powiedzieć, że kto o języku nie ma pojęcia, przetwarza go przedpojęciowo: oba systemy przetwarzania, w które jesteśmy wyposażeni współpracują i wzajemna kompensacja jest jednym z elementów tej współpracy. Jednym, ale nie jedynym. Zestawianie ze sobą obiektów językowych podobnych formalnie a niepowiązanych semantycznie może wynikać nie tyle z braku kompetencji, co z kompetencji szczególnego typu, o czym była już mowa w eseju o syn-estetyce języka. W literaturze zamierzone sąsiedztwo dwóch współbrzmiących wyrazów posiada rangę artystycznego środka wyrazu zwanego paranomazją, której przykładem może być „buraka burota”[2] Mirona Białoszewskiego. W efekcie takiego współużycia, oba słowa rzucają na siebie nawzajem nowe semantyczne światło (Cherchez la femme; Bezblendnie? Niemożliwe). 
Swojego rodzaju paranomazja, choć in absentia[3], występuje dość często w najmłodszej polszczyźnie, gdzie pewne słowo x używane jest w znaczeniu y ze względu na podobieństwo formalne x do y (forma y aktywuje się wyłącznie na poziomie neuronowym, stąd określenie in absentia). Poniżej kilka przykładów ze słownika miejski.pl:

CEPTER (forma x) – głupek (znaczenie y) – przez podobieństwo do CEP (forma y) 
EMANUELO (forma x) – cześć (znaczenie y) – przez podobieństwo do EMA (od siema) (forma y)
FILANTROP (forma x) – popatrz! (znaczenie y) – przez podobieństwo do FILOWAĆ (forma y)
 LANSELOT (forma x) – szpaner (znaczenie y) – przez podobieństwo do LANSER (forma y)
LIPTON (forma x) – taniocha, byle co (znaczenie y) – przez podobieństwo do LIPA (forma y)
TRZYMPANS (forma x) – (pożegnanie) (znaczenie y)  – przez  podobieństwo do TRZYMAJ SIĘ (forma y)

Przykłady powyższe świadczą o tym, że oba wspomniane wcześniej systemy przetwarzania danych współdziałają nie tylko przez kompensację, ale również przez wzajemne wytyczanie sobie ścieżek.  Ścieżki te mogą być kręte, a nawet pokrętne: niektórzy z nas (Syn-estetyka języka) są tak neuro-okablowani, że lubią i umieją gromadzić podobne formy (przetwarzanie przedpojęciowe), po to, by następnie odnajdować wspólne lub pokrewne dla tych form znaczenia (przetwarzanie pojęciowe). Ale ścieżki te są również dość powszechne i dobrze wydeptane: wszyscy doświadczamy uczucia wiem-że-dzwonią-ale-nie-wiem-gdzie czy może – nazwijmy go, uzasadniając tytuł dzisiejszego wpisu – efektu inżyniera Mamonia[4]: najbardziej podobają nam się te piosenki, które znamy. W rezultacie, znajoma forma – wraz z przypisanym jej znaczeniem – „gra” nam w uszach, kiedy słyszymy formę do niej podobną. Krótko mówiąc (paranomazjując) podobne podoba się. Efektu Mamonia łapiemy się, jak tonący brzytwy, z braku lepszych skojarzeń; ale także, dzięki niemu właśnie, paranomazjujemy oraz podejmujemy ważne decyzje morfo-składniowe, na przykład dotyczące najlepszego wzorca odmiany dla neologizmu. Ale o tym – w kolejnym odcinku.


[1] Za: S. Chaiken and Y. Trope [eds]. 1999. ­Dual-process theories in social psychology. New York: Guilford Press. Polskojęzycznego Czytelnika odsyłam do: Kolańczyk, A. 1999. Czuję, myślę, jestem. Świadomość i procesy psychiczne w ujęciu poznawczym. Gdańsk: Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne.; lub Neckar, J. 2003. Ujęcia dwusystemowe a nabywanie i funkcjonowanie doświadczenia indywidualnego. W: K. Krzyżewski [red]. Doświadczenie indywidualne. Szczególny rodzaj poznania i wyróżniona postać pamięci. Kraków: Wydawnictwo Uniwersytetu Jagielońskiego; str. 173-183.
[2] Cytat pochodzi z wiersza Podłogo pobłogosław.
[3] Nazwa wymyślona przez analogię do metafory in praesentia/absentia, o których wkrótce.
[4] Zdjęcie, podobnie jak postać inżyniera Mamonia, pochodzi z filmu Marka Piwowskiego Rejs, a bezpośrednio z http://prawo-inzyniera-mamonia.debata.blog.pl/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz