środa, 7 grudnia 2011

Balladyny i romanse z językiem

Ostatnio, z ogromną przyjemnością, przeczytałam książkę Ignacego Karpowicza Balladyny i romanse. Książka jest o niczym; jest o ludziach, ich losach, ich stosunku do życia oraz o zmianie, jakiej i losy i stosunek do życia podlegają (lub nie) na skutek decyzji bogów (z różnych dzielnic) o zamknięciu nieba i przeniesieniu się na ziemię, do „kraju z promocji”. Taka powieściowa oniczymość pozostaje w dość wyraźnym związku z tym, co sam Karpowicz mówi o swoich preferencjach pisarskich: zwyczajność przed niezwykłością; prostota nad życiem pełnym przygód. A w tej szarości – językowy diament, bo książka Karpowicza jest o niczym, ale – jednocześnie – sama jest Czymś: dowodem na niebywałe możliwości, jakie daje język w rękach elokwentnego erudyty; czy raczej język, z którym tenże romansuje, będący w tym romansie wierzchołkiem (pięknym) góry lodowej o niebywałej urodzie i wartości poznawczej.
– Mam fajny cytat z Karpowicza – pochwaliłam się koledze.
– W tej książce są same cytaty – odpowiedział.

To fakt. Cytaty, którymi Balladyny … wypełnione są po brzegi, pochodzą: z wybranych dzieł literackich (lista na końcu książki); z różnych żargonów zawodowych; oraz klisz obecnych w dyskursie publicznym i w naszych dyskursach prywatnych. Innymi słowy, książka Karpowicza jest jak sztambuch; jak zeszyt złotych myśli; lub jak niekończąca się uczta, na której w menu są wyłącznie chińskie ciasteczka (tamże). Całość wypada znakomicie: klisze na kliszach na kliszach układają się zachwycająco, ze skutkiem natychmiastowym oraz w działaniu długofalowym, z powodów, o których pisałam już w wielu poprzednich esejach. Po pierwsze, u Karpowicza – tak jak u Leca – chodzenie po utartych drogach (cytatu, kliszy, frazesu) grozi pośliźnięciem: często zaczynamy w terenie dobrze rozpoznanym, a kończymy w miejscu zaskakującym (czasem podrapani nie-powiem-gdzie, w pokrzywach), z którego roztacza się zupełnie nieoczekiwana – choć nie zawsze ładniejsza – perspektywa poznawcza. Do tego wszystkiego Karpowicz i jego cytaty w Balladynach … są dość Dalistyczne. Całe fragmenty powieści (powieści?), w których, dajmy na to, autor gromadzi klisze odnoszące się do tego samego pojęcia są zbiorami, z których chaosu i przypadkowości wyłania się nowy, zaskakujący sens. Do sensu tego docieramy skacząc z kamienia na kamień rzeki skojarzeń, wydobywając wybrane aspekty znaczeń (piętra skojarzeń warunkowane są posiadaną wiedzą z zakresu języka/języków, mitologii, filozofii, literatury itd.), łącząc je w nowe kombinacje i dochodząc do zupełnie nowego rozumienia pojęć (warunkowanego, jak wyżej); często przez amalgamat poznawczy czy drogą zeugmy. Ponieważ o wszystkich wymienionych zjawiskach z pogranicza językowo-pojęciowego była już mowa w różnych wcześniejszych esejach, ograniczę się do prezentacji moich ulubionych cytatów zwyczajnych, cytatów skocznych i cytatów cytatów. I proszę nie obawiać się spoilerów – ta książka naprawdę jest o niczym ;-).
Mój faworyt zawodowo umocowany:
Skoro nie powinniśmy dyskryminować ludzi ze względu na rasę czy płeć […], to również nie powinniśmy dyskryminować studentów ze względu na ich możliwości intelektualne. W moich grupach od lat są inwalidzi umysłowi i renciści intelektualni […], mądrzejsi już oni nie będą, więc im pomagam – przepuszczam z roku na rok. Pomagać niepełnosprawnym to nasz obowiązek. (str. 510)
Cytat wspomnieniowy, ze szczególnym uwzględnieniem Nad Niemnem:
Opis to podstawowy element narracji, obok opowiadania […]. Przyjęło się uważać, iż opis przedstawia ponadczasowe składniki narracji. W prozie realistycznej jest prezentowany z perspektywy wszechwiedzącego narratora […]. Obecnie opis „realistyczny” służy uprawdopodobnieniu światów istniejących tylko i wyłącznie na stronicach tekstów. Opis, między innymi przyrody […] występuje po to, żeby czytelnik miał co pomijać. (str. 19)
Ulubieniec Dali-styczny:
Nazywam się czas […]. Mam specjalizacje medyczną: goję rany a mój ząb nadgryza wszystko. Jestem pieniądzem. Do mnie dzban wodę nosi. Po mnie każdy mądry. Umiem wiele: naglę, pokazuję, przychodzę, a mimo to bywam zabijany. Wtedy mi siebie szkoda. […]. Pojawiam się z o, z po, z do, z przed, a nawet z z. Dawnymi czasy miałem brodę i reumatyzm oraz chyba sklerozę. Czasem pojawiam się jako duch. Beze mnie nie istnieje nawet nic. Czas na mnie. (str. 56)
I cytaty cytatami brzemienne:
[…] Paweł wystawiał się na wątpliwości i symulakrę cierpienia/zrozumienia, wybierając dania z Fast foods idei, gdy postanawiał zmienić swoje życie, zboczyć z błędnej drogi (w ten sposób powstaje błędne koło zwane popularnie rondem, tak na marginesie, przede wszystkim w Radomiu, mieście tysiąca i jednego ronda) […]. (str. 430-431).
Oczywiście także na ziemi czas nie jest jednorodny, czas nigdy nie poddał się homogenizacji i  globalizacji oraz końcowi historii (Fukuyama). Są miejsca w których czas kręci się dookoła własnej osi (kręcić się wokół własnej osi – związek frazeologiczny niewiele mający wspólnego z czasem). Są miejsca w których czas płynie w bok, nigdy do przodu, nigdy do tyłu (amisze, ortodoksyjni Żydzi i Rodzina Radia Maryja). Są tez miejsca, w których czas wystrzelił z kopyta do przodu, aż do swego końca (sekty, na przykład Świetlisty Szlak), a także miejsca, w których czas uderzył z kopyta wstecz (Korea Północna). (str. 418)
A co, przy tym wszystkim, szczególnego zachwytu godne, semantycznie skoczna narracja Karpowicza notorycznie porusza się na granicy strumienia świadomości, co sprawia, że zaciera nam się granica między tym, co czytamy, a tym, co myślimy – i nie chodzi tu wyłącznie o refleksję podczas czytania, ale o myślenie po prostu, myślenie zazwyczaj. I jest to dodatkowa, niezwykła w swej pozornej bezcelowości przyjemność z lektury Balladyn … .

1 komentarz:

  1. Ja mam o tej książce całkowicie odmienne zdanie. Tutaj uzasadnienie:
    http://klub-aa.blogspot.com/2014/06/galimatias-nominowany.html
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń